Nie będę ukrywać, zamówiłam książkę „Terapeuta Strachu” jeszcze w zeszłym roku, czekając na oficjalną sprzedaż. A dlaczego? No tak się wyjątkowo składa, że znam autorkę, pracowałyśmy kiedyś z Sabiną w jednej z dużych firm, no i zżerała mnie ciekawość… jak to jest czytać książkę kogoś, z kim się przebywało po parę godzin dziennie całymi tygodniami.
I wybacz mi Sabinka, ale książka tak mnie wciągnęła, że zapomniałam totalnie, że jesteś jej autorką! Wartka akcja, cięte, inteligentne dialogi, no i naprawdę dobrze skonstruowana fabuła, to atuty, które „Terapeuta Strachu” posiada zdecydowanie. Wątków jest wiele, ale wszystkie zgrabnie splatają się w jedną całość.
Uwielbiam historie z wyraźnie zarysowanymi postaciami kobiecymi. I taka jest właśnie Skye Woodrow. Młoda, ambitna, piękna kobieta, dążąca do wyznaczonych sobie celów, rozpoczyna karierę w Nowym Jorku jako projektantka ogrodów. Dodatkowo, ponieważ zna język francuski, prowadzi kursy z tegoż języka, który jest jest prawdziwą pasją. Skye jest inteligentna, świadoma swoich atutów, kipi energią i pomysłami na życie, chce też wydać książkę do nauki francuskiego. Kiedy dostaje propozycję zaprojektowania ogrodu Claire Coran, milionerki, wdowy po słynnym pisarzu, wprost szaleje z radości.
Oprócz życia zawodowego kwitnie jej życie towarzyskie. Poznaje przez przypadek Chance’a Godwella, właściciela wydawnictwa, do którego zaczyna pałać niechęcią, uważając go za strasznego dupka. Jednocześnie zakochuje się w przystojnym synu swojej pracodawczyni- Nohlanie. Kolacje w bogatych restauracjach, wykwintne jedzenie, a do tego szarmancki i inteligentny facet sprawiają, że Skye jest naprawdę szczęśliwa. Cieszy się również z zajęć, na które zaczął uczęszczać Roy Jerson, bardzo obiecujący uczeń. I dostaje kolejne zlecenia związane z architekturą i projektowaniem ogrodów.
Ten spokój zaczynają jednak mącić dziwne liściki pisane do niej po francusku. Ich styl przypomina Skye Baudelaire’a, także tak zaczyna w myślach nazywać ich autora. Nękanie pogłębia się. Kobieta zaczyna dostawać coraz dziwniejsze przesyłki, jak np. list z pająkami w środku, które budzą w niej coraz większy strach. Jakby tego nie było, jej były chłopak Lukas zostaje ciężko pobity. Mężczyzna, który go zaatakował, kazał mu ponoć „zostawić Skye w spokoju”.
Do Skye zaczyna dochodzić, że ma do czynienia z psychopatą. Czy uda się go namierzyć, zanim wyrządzi jej jakąś krzywdę? I kim on jest? Kimś całkiem obcym, czy może osobą z jej najbliższego otoczenia?
Kobieta nie wie już komu może zaufać, kto jest przyjacielem, zaczyna szukać swojego dręczyciela w każdym mężczyźnie z jej otoczenia. Czy słusznie? Kto okaże się dla niej prawdziwym wsparciem? Nohlan nazywający ją tycjanowską boginią? Czy Chance określający ją mianem złośliwej wiewióry?
Naprawdę uważam, że warto osiągnąć po taką lekturę. Trzyma w napięciu, zaskakuje zaskoczeniem, no i też autorka pozostawia pewną furtkę, nie zamyka opowieści całkowicie, dając nadzieję na kontynuację. Na pewno jest to gatunek bardziej sensacyjno- romantyczny, niż taki czysty thriller, ale dzięki temu łatwiej nam wczuć się w całą historię. No i ten wątek miłosny, momentami erotyczny ubarwia zdecydowanie akcję.
Dla mnie jeszcze jeden ważny atut, czuć w tej książce miłość do Francji, którą ja również noszę w sercu. Pomimo tego, że akcja dzieje się w Stanach, to totalnie człowiek o tym zapomina. I za to, że mogłam poczuć tę odrobinę mojej ukochanej Francji, un grand merci:) et j’attends la suite:)
Komentarze
Prześlij komentarz