Wybieranie okresu II wojny światowej jako tło w książkach niesie za sobą pewne ryzyko. To czas, który dalej boli, którym dalej żyją nasi dziadkowie, czy bliscy. Stąd pewnie tak wiele kontrowersji się pojawia przy tych książkach. Bo trzeba niezwykłych umiejętności pisarskich, żeby nie przekoloryzować, tylko umiejętnie pokazać ludzkie, czasami bardzo tragiczne losy w starciu z tym największym złem dwudziestego wieku. Trzeba też sporej dawki empatii, żeby wczuć się w emocje i uczucia stworzonych przez siebie bohaterów i przedstawić je wiarygodnie w obliczu dramatów, którym muszą stawić czoła. I ten talent posiada Pani Anna Rybakiewicz. Jej kolejna książka „Złodziejka listów” to wzruszająca opowieść o ludziach, którym przyszło się zmierzyć z największą tragedią w dziejach ludzkości.
Młoda żydówka mieszkająca w Łomży, Astrid Rosenthal, nie umie zaakceptować tego, jak traktowany jest jej naród przez pierwsze miesiące wojny. Zamknięta w gettcie jest świadkiem brutalności Niemców. Namówiona przez ojca decyduje się na ucieczkę do Warszawy, wierząc, że będzie mogła sprawdzić też do stolicy swoją rodzinę. Pozbawiona oszczędności i oszukana przez Polaka, Astrid próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Przez przypadek trafia na młodego oficera SS Waltera Schmidta. Mężczyzna oczarowany jej urodą i świetnym językiem niemieckim zaprasza dziewczynę na kawę. W trakcie rozmowy ta zdradza swoją tożsamość i wie już, że wydała tym wyznaniem na siebie wyrok.
Czy fascynacja, która zrodziła się między tym dwojgiem przeistoczy się w głębsze uczucie? Czy jednak zakorzeniona nienawiść do Żydów zwycięży i dziewczyna stanie się ściganą zwierzyną? Czy Astrid poradzi sobie jakoś w Warszawie, ukrywając swoją prawdziwą tożsamość?
W 1958 roku znana amerykańska gwiazda filmowa przybywa do Warszawy, by uczestniczyć w procesie zbrodniarza wojennego. Jest zdruzgotana, przybita, bo wraca do niej cały koszmar wojenny. Decyduje się jednak zeznawać. Czy poradzi sobie z bolesnymi wspomnieniami?
W 2014 roku młoda Zofia odnajduje stare listy. Nie znając niemieckiego nie jest w stanie ich przeczytać, ale posiłkując się tłumaczem google udaje jej się rozszyfrować pierwszy list. Autorka pisze o swoich uczuciach do jakiegoś Waltera. Zosia domyśla się, że może on być niemieckim oficerem. Zachwycona tą historią, publikuje list na portalach społecznościowych i po paru dniach dostaje maila, w którym jakiś mężczyzna nazywa ją złodziejką listów i każe jej te listy oddać. Czy Zofia ugnie się pod jego presją? Co łączy listy z tajemniczym mężczyzną z Argentyny?
Ta przepięknie opowiedziana historia wciągnie was bez reszty. Ja dosłownie przepadłam na jej kartach, wzruszając się wraz z bohaterami, odczuwając ich strach i rozpacz w dramatycznych sytuacjach i z napięciem obserwując, jak zakończy się ich historia. Pani Ania potrafi zaczarować czytelnika, snując opowieść spokojnie, nie unikając brutalności, jaką wojna za sobą niesie, próbując jednakże pokazać, że można pozostać człowiekiem nawet w tak trudnych czasach, bez względu na płeć, narodowość, czy przynależność społeczną. Jestem zachwycona, ciągle jeszcze żyję emocjami, które pojawiły się w trakcie lektury, dlatego gorąco Wam „Złodziejkę listów” polecam. To taka książka, wobec której nie można przejść obojętnie, pozostanie już w waszych sercach na zawsze. Piękna, pełna emocji i dająca nadzieję.
Komentarze
Prześlij komentarz