Nasz
świat jest pełen różnych chorób. Jako dorośli pogodziliśmy się z nimi i chociaż
nie raz cierpimy z ich powodu, bo dotykają nas, czy naszych bliższych, to
jednak jako dorośli rozumujemy całkiem inaczej niż dzieci, które muszą się z
tymi chorobami zmierzyć. Nigdy nie zapomnę przepięknej książki Erica- Emmanuela
Schmitta Oskar i Pani Róża” i nie natrafiłam na żadną książkę, która by aż tak
wzruszała, aż do lektury „Dziewczynka, która ziała ogniem”. Debiutująca Giulia
Binando Melis z niezwykłą delikatnością i czułością snuje historię o poważnej
chorobie oczyma dziecka, które musi się zmierzyć z tym strasznym potworem,
którego lekarze nazywają chłoniakiem Burkitta.
Martina
jest zwyczajną dziewczynką. Uwielbia książki, tuńczyka i świetliki. Kiedy
bolesne kłucie w plecach powoduje wizytę u lekarza, nie przejmuje się tym
zbytnio, z ciekawością podchodzi do swojej wizyty w szpitalu. Nawet kiedy
dowiaduje się, że jest ciężko chora, nie pooddaje się negatywnym myślom. Dzięki
swojej wyobraźni przemienia się w smoka, który zwalcza każdego potwora, nawet
groźną chorobę. Dziewczynka przyzwyczaja się do życia szpitalnego, zaprzyjaźnia
z czekającym na przeszczep szpiku kostnego Lorenzem i czeka, aż będzie mogła
wrócić do domu. Odseparowana od siostry, widuje się tylko z rodzicami, którzy
na przemian koczują przy jej łóżku. Jej znajomymi stają się więc lekarze,
pielęgniarki, wolontariusze odwiedzający szpital i ksiądz. Prowadzi z nimi
rozmowy, nie unika trudnych pytań, a kiedy chce zapomnieć o chorobie, to ucieka
w świat wyobraźni. To ona pomaga jej przetrwać ciężką chemioterapię.
„Dziewczynka,
która ziała ogniem” to książka, o której nie da się zapomnieć. Smutna, ale też
czuła, bo pokazująca moc przyjaźni, miłości rodziny i siłę wiary, które potrafią czynić małe cuda.
To historia dziewczynki, która musiała szybko dojrzeć, by stawić czoła
chorobie, ale jednocześnie chciała dalej pozostać dzieckiem, bawiącym się,
śmiejącym, wchodzącym w relacje z rówieśnikami i cieszących się otaczającym
światem. To opowieść o potrzebie
wzajemnego zrozumienia się, wspierania i walki o siebie, która bywa ciężka i
nierówna. Autorka niezwykle realnie przedstawia świat choroby widziany zza
szpitalnego łóżka oczami dziecka, bo sama kiedyś takim dzieckiem była. Przez to
ta opowieść tak niesamowicie dotyka naszego serca, wzruszając, ale też i
rozpalając płomyk nadziei. Piękna książka i każdy powinien ją przeczytać, żeby
docenić, to co ma najcenniejszego od losu- życie.
Komentarze
Prześlij komentarz