Przy
akompaniamencie melodii wygrywanych przez moją starszą córkę, ćwiczącą na
zajęcia do szkole muzycznej, czytałam sobie książkę niezwykłą. Niezwykłą, bo opowiadającą historię życia
człowieka nietuzinkowego, urodzonego w amerykańsko- żydowskiej rodzinie, przez
lata działającego w Stanach, którego miłość do muzyki i do pięknej kobiety, sprowadziła
aż do Polski. „Grając na własną nutę” Garego
Guthmana nie jest typową biografią, mam wrażenie, że autor zdecydował się przed
czytelnikiem odsłonić tylko te fakty ze swojego życia, które na niego mocno
wpłynęły i ukształtowały go jako kompozytora, trębacza, dyrygenta, pedagoga,
czy życiowego partnera. I dobrze, bo dostajemy historię jego życia chronologiczną,
ale absolutnie nieprzynudzającą mało istotnymi faktami.
Autor gawędziarskim stylem snuje opowieść zabawną,
ciekawą, momentami wzruszającą, a momentami nawet i przerażającą, bo
niebezpiecznych przygód w jego życiu nie brakowało. Nie będę Wam zdradzać szczegółów,
bo je najlepiej poznacie sami, czytając książkę. Mogę wam jedynie wspomnieć, że
jest to nie tylko ciekawa, ale też niezwykle pouczająca opowieść, przez którą
się płynie, chłonąc nie tylko losy autora, ale też poznając społeczne niuanse w
Stanach Zjednoczonych, zawiłości relacji
polsko- żydowskich i związanych z nią uprzedzeń, jak i całą plejadę znanych
nazwisk, z którymi muzyk współpracował. Gary dawał liczne koncerty, podróżował
po całym świecie, grywał nawet na statku
wycieczkowym, poznawał ciekawych ludzi, a wszystko to robił z jednym
przesłaniem, by grać, czy tworzyć lepiej, ale zawsze zgodnie z własnym
przekonaniem, na własną nutę. Z tą myślą dążył do stworzenia ważnego dzieła. Musical
„List w Warszawy”, to taki rezultat jego misji- sprawienia, by „Żydzi i
Katolicy dostrzegli się nawzajem i zaakceptowali swoją wspólną historię”
poprzez pokazanie ukrytych, czy zapomnianych prawd. Nie wiedziałam musicalu,
bardzo tego żałuję…Ale popłakałam się czytając tylko słowa przytoczonych przez
autora piosenek, świetnych w oryginale i rewelacyjnie przetłumaczonych na
polski, mogę więc sobie jedynie wyobrazić, jak wielkim przeżyciem emocjonalnym
było uczestniczenie w tym spektaklu. Zapewniam Was jednak, że czytanie książki „Grając
na własną nutę” to również była prawdziwa uczta, zarówno czytelnicza, jak i
muzyczna. Dlatego polecam każdemu szukającemu książek ciekawych, o
nietuzinkowych postaciach, takich opowieści, z których płynie pewna nostalgia
do czasów już minionych, ale też radość z tego, co dają nam chwile obecne.
Komentarze
Prześlij komentarz